Autor: Agnieszka Beata Pacek
Po raz pierwszy Leszka odwiedziliśmy w 2015 roku. To on zaprosił nas do domu, ponieważ słyszał, że mój mąż Tomasz modlił się o chorych. Serce Leszka było bardzo chore, a on był bardzo słaby. Po dłuższej, wstępnej rozmowie zapytałam go: po co nas zaprosił? Czego od nas oczekuje? Wtedy on opowiedział o sobie, o swoich problemach i zakończył to zdaniem pytającym: Może i dla mnie jest jakaś łaska? Ten wieczór przerodził się w czas świadectw, modlitwy, rozmów o życiu i o Bogu. Był też początkiem naszej bliższej znajomości. Leszka czekały próby i doświadczenia. Niedługo potem w szpitalu walczył o życie. W marcu 2017 roku postanowiliśmy spisać jego historię, nagraliśmy wywiad. Poniżej zamieszczamy fragmenty jego wypowiedzi z tego okresu.
* * *
W 2015 roku, w szpitalu doświadczyłem śmierci klinicznej, podczas której widziałem piekło i bramy nieba, widziałem też ukrzyżowanego Jezusa. Wówczas zaczęło mi coś świtać i zacząłem myśleć o Bogu. Tak jakby z nim rozmawiałem.
Boże, co ja mam robić? Nie mogę iść do nieba, bo nie zasłużyłem na niebo. Boże, Ty pytasz mnie czy wierzę – wierzę.
Potem pomyślałem i zapytałem samego siebie, czym ja manifestuję swoją wiarę? Przecież nie czytam Pisma Świętego, nie chodzę do kościoła. Pomyślałem, że same słowa, że wierzę, nie wystarczą.
– Boże masz rację, rzeczywiście.
Złożyłem Bogu obietnice, że będę czytał pismo Święte, chodził do kościoła, ochrzczę się… Dziękuję tym, którzy wtedy za mnie się modlili. Wstawiennictwo jest niesamowite. Warto, żeby ludzie o tym wiedzieli, że to nie przechodzi bez echa. Ja to czułem, nawet podczas mojej śmierci klinicznej i potem w szpitalu.
Gdy już wróciłem do życia, opowiedziałem wszystko mojej żonie Iwonce. Modliliśmy się razem. Pamiętam z tamtych czasów taką modlitwę:
„Ja sam będę pasł moje owce i ja sam ułożę je na ich legowisku – mówi Wszechmocny Pan. Będę szukał zaginionych, rozproszone sprowadzę z powrotem, zranione opatrzę, chore wzmocnię, tłustych i mocnych będę strzegł, i będę pasł sprawiedliwie”.
(Ez. 34,15-16)
Potem modliłem się:
– Panie Boże, zbłąkanego mnie znalazłeś, zwróciłeś, chorego opatrujesz, a teraz chorego uzdrów. Boże, tyle mi dałeś nadziei, wyprowadziłeś ze śmierci, ja chcę Ci dotrzymać moje obietnice. – Czułem, że tak muszę.
Po powrocie do domu poczułem spokój. Miałem świadomość jak wiele straciłem z Iwonką. Tyle lat bez Boga, mogłem lepiej ten czas spożytkować. Odtąd chciałem lepiej dbać o moją rodzinę. Prosiłem Boga, że jeżeli mam żyć, to niech mi pomoże Jemu służyć. Nigdy nie myślałam, że będę umiał żyć nie upijając się, nie paląc. Z Bogiem okazało się to możliwe.
Teraz, po dwóch latach wszędzie Boga widzę i zauważam. Wcześniej nie zastanawiałem się nad Jego obecnością. Skupiam się teraz na tym, aby umieć dostrzec Boga i żyć z Nim. Chcę zaakceptować w pełni moje życie z Bogiem i mu służyć. Zawsze gdy jadę samochodem modlę się. Powoli poznaję życie w kościele, zaczynam głośniej śpiewać pieśni chrześcijańskie. Staję się coraz bardziej odważnym rycerzem, mężem, bo wcześniej byłem tylko zagubionym dzieckiem. Nie chcę tego zatracić. Nie chcę niczego robić na pokaz, ani być pysznym. Wiem, że z Bogiem można zmienić swoje życie. W całej tej historii nie chodzi o mnie, lecz o Boga.
Wiem, że Bóg ma jeszcze dla mnie jakąś ścieżkę, może jeszcze zanim nadejdzie mój koniec, coś pożytecznego dla ludzi zrobię. Bo chcę aby inni też mogli się nawrócić. Bo głównie chodzi tu o zbawienie człowieka. W cierpieniu i życiu doczesnym też trzeba pomóc. W mojej praktyce lekarskiej modlę się do Boga i proszę aby pomógł mi odpowiednio działać, bo ja tak mało wiem. Bardzo dużo z ludźmi rozmawiam, mam wrażenie, że do mnie lgną. Niektórzy zmieniają lekarzy i wybierają mnie. Wcześniej byłem opryskliwym doktorem. To się zmieniło. Czasem im mówię, że wszystkiego nie wiem. Modlę się do Boga gdy czegoś nie wiem. Podczas mojej pracy Bóg kieruje moimi myślami, i czasem wpadnę na pomysł, jak lepiej komuś pomóc. Może być różnie. Wiem, że Bóg wie co robi.
* * *
Leszek przez kolejne lata dotrzymał obietnic danych Bogu. Świadczył o nim swoim pacjentom, współpracownikom. Na dobre zostawił stare życie, choć stale zmagał się w mniejszym lub większym stopniu z chorobą. Bóg kilkakrotnie przedłużał mu jego dni tu na ziemi. Choć jego ciało było bardzo schorowane, bywało że na dłuższy czas następowała znaczna poprawa. To co było najważniejsze, Leszek nie marnował podarowanego mu czasu. 06 lutego 2019 roku Bóg Ojciec zabrał go do siebie. Kilka dni wcześniej Leszek opowiadał swojej żonie, będąc w szpitalu, że widział przepiękne jezioro. On kochał łowić ryby, odpoczywać na łonie natury. Wówczas pomodlili się razem. Leszek chwalił Boga i się pożegnał. W dniu pogrzebu odprowadzały go tłumy. Złożono też świadectwa tego, jak żył i jak Bóg zmienił jego życie. Odtąd fragment psalmu 23 już zawsze będzie przypominać mi człowieka, który w dojrzałym wieku odważył się pójść za Jezusem i nie wstydził się do tego przyznać, a Bóg mu to wynagrodził i dał zasłużony odpoczynek.
„Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego.
Pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach.
Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć:
orzeźwia moją duszę.
Wiedzie mnie po właściwych ścieżkach
przez wzgląd na swoje imię”.
(Ps. 23.1-3)