Autorytet (wg „Małego Słownika Teologicznego”) – jest doświadczalną, dowodliwą wiarygodnością albo roszczeniem osoby lub rzeczy (księgi) do uznania przez inną osobę prawdziwości jakiegoś stanu rzeczy, ważności jakiegoś rozporządzenia względnie do zobowiązania jej do ich przyjęcia, chociaż nie są one bezpośrednio oczywiste, (…). Przyjęcie jakiejś prawdy ze względu na autorytet jest – wiarą, przyjęcie zaś jakiegoś rozporządzenia, ze względu na autorytet – posłuszeństwem.

Autorytet w kościele
„I On ustanowił jednych apostołami, drugich prorokami, innych ewangelistami, a innych pasterzami i nauczycielami” Ef. 4;11

Przede wszystkim musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, co lub kto stoi za „ustanowieniem” czy „powołaniem”. Jeżeli na konkretne stanowisko lub do pełnienia służby powołuje człowiek, to za powołaniem stoi autorytet człowieka. Jeżeli zaś tym, który powołuje (ustanawia) jest Bóg, to za osobą powołaną stoi autorytet Boga. Lekceważenie osoby powołanej przez człowieka może – powiedzmy sobie – ujść bezkarnie, natomiast lekceważenie, ignorowanie, znieważanie, poniżanie itp. osoby powołanej przez Boga podważa autorytet nie tylko osoby powołanej, ale i Boga. Czyni się przez to Boga niewiarygodnym. To nie może ujść bezkarnie.
Czymże, więc jest autorytet?

Gdy odbywałem służbę wojskową, kapral groźnie wykrzykiwał do młodych żołnierzy „…że jeżeli przed nim salutują to oddają honory nie jemu, lecz temu, co ma na czapce, tj. godłu państwa i jego stopniu wojskowemu”. On miał autorytet nie z urodzenia, lecz z nadania.

Czy Twój pastor – pasterz ma autorytet? Jestem przekonany, że ma, ale pytam, czy ma autorytet w Twoich oczach? Czy darzysz go szacunkiem, a może nie wiesz, czym jest szacunek?

Ktoś kiedyś publiczne, na konferencji wyraził się, że w Polsce (w pewnym kościele), nie ma żadnych autorytetów. Sądzę, że grubo się pomylił. Są autorytety tylko widocznie nie stać go było, aby te autorytety uznać. Nie wątpię, że sam chciałby, aby autorytetem darzono właśnie jego. Najwidoczniej problem tkwił w nim samym.

Bywa czasem, że ci, którzy z reguły nic w zborze nie robią, mają najwięcej uwag i zastrzeżeń do tych, którzy naprawdę poświęcają się służbie całym sercem.
Autorytet to nie sprawa sukcesji. Tak jak na zaufanie, na autorytet trzeba niejaki zapracować.
„Starszym, którzy dobrze swój urząd sprawują, należy oddawać podwójną cześć, zwłaszcza tym, którzy podjęli się zwiastowania Słowa i nauczania. Albowiem Pismo mówi: Młócącemu wołowi nie zawiązuj pyska, oraz: Godzien jest robotnik zapłaty swojej. Przeciwko starszym skargi nie przyjmuj, chyba, że jest ona oparta na zeznaniu dwu lub więcej świadków” 1Tym. 5;17-19.

Przez rzetelne wypełnianie służby buduje się swój autorytet. Odwrotnie można go stracić, przez złe wykonywanie swej funkcji.
Nawiązując do wołów, to cóż począć z takimi, co nic nie robiąc albo psując pracę rozdziawiają pyski. Lepiej, żeby je zamknęły i odnalazłszy swoje powołanie wzięły się do rzetelnej pracy w kościele.

Mam dwa pytania:
1. Jak „rozwalić” zbór?
2. Jak „budować” zbór?
Na oba pytania są łatwe i proste odpowiedzi.

Ad.1
Aby „rozwalić” zbór musisz koniecznie podważać autorytet pastora (pasterza). W rozmowach ze zborownikami musisz narzekać na pastora, wytykać jego błędy i słabości. W negatywnym świetle ukazywać jego służę. W Biblii znajdujemy przykład tego w osobie Absaloma, syna Dawida.
„(1) I stało się potem, że Absalom sprawił sobie powóz i konie oraz straż przyboczną złożoną z pięćdziesięciu mężów. (2) Zwykł też był Absalom od wczesnego rana stawać na drodze przy bramie, a ilekroć jakiś człowiek miał sprawę sporną do rozstrzygnięcia na sądzie przez króla, Absalom przywoływał go do siebie i mawiał: Z którego miasta jesteś? A gdy ten odpowiadał: Z tego a tego plemienia izraelskiego jest twój sługa, (3) wtedy Absalom mawiał do niego: Patrz! Twoja sprawa jest dobra i słuszna, ale nie ma u króla nikogo, kto by cię wysłuchał. (4) Mawiał jeszcze Absalom: Gdyby to mnie ustanowiono sędzią w tej ziemi i gdyby do mnie przychodził każdy, kto ma sprawę sporną do rozstrzygnięcia, to wymierzyłbym mu sprawiedliwość. (5) Gdy zaś ktoś podchodził do niego, aby mu się pokłonić, on wyciągał do niego rękę, brał go w objęcia i całował. (6) Tak postępował Absalom z każdym Izraelitą, który szedł do króla na sąd, i pozyskiwał sobie serca mężów izraelskich. (…)(10) Rozesłał też Absalom tajnych gońców do wszystkich plemion izraelskich z hasłem: Gdy usłyszycie głos trąby, wołajcie: Absalom został królem w Hebronie!” 2 Sam. 15;1-6,10

Czyż Dawid nie był pomazańcem Bożym? Jednak Absalom nie miał szacunku dla tego, którego Bóg ustanowił królem. Nie miał też bojaźni Bożej. Owszem Dawid stracił w jego oczach autorytet. Chodziło w tym wszystkim o to, aby król stracił także autorytet w całym Izraelu. Kto miał zyskać na autorytecie? Oczywiście on sam. Znamy tragiczny koniec Absaloma. Niech to będzie przestrogą dla każdego, kto chce iść w jego ślady.
„(7) Nie błądźcie, Bóg się nie da z siebie naśmiewać; albowiem, co człowiek sieje, to i żąć będzie”. Gal. 6;7.

Przypominam sobie wydarzenie w pewnym zborze. Po głównym niedzielnym nabożeństwie, podczas ogólnego gwaru rozmów, nagle z końca sali słychać głośne wołanie: „Stasiek, Stasiek. Pozwól na chwilę”. Wyobraźcie sobie, że tym Staśkiem (imię zostało zmienione) okazał się być pastor tego zboru. Nic nie mam do zażyłych relacji między pastorem a zborownikami. Jednak, gdy chodzi o osobę publiczną, a taką niewątpliwie jest pastor, to takie zachowanie uważam za niestosowne.
Burząc autorytet pastora, niejako podcinasz gałąź, na której siedzisz gdyż twoja postawa uderza także w innych członków zboru. Nie myśl, że sam zyskasz na szacunku.

Ad.2
Aby „budować” zbór, rzeczą niezbędną jest wypełniać zalecenia Słowa Bożego i kierować się po prostu miłością.
„(12) A prosimy was, bracia, abyście darzyli uznaniem tych, którzy pracują wśród was, są przełożonymi waszymi w Panu i napominają was; (13) Szanujcie ich i miłujcie jak najgoręcej dla ich pracy. Zachowujcie pokój między sobą.” 1 Tes. 5;12-13.

Dobrym przykładem właściwego stosunku do swego przełożonego, w tym wypadku króla Saula jest Dawid. Dwukrotnie mógł Saula pozbawić życia. Za pierwszym razem Dawid mógł zabić króla w jaskini
„(4) I doszedł do szałasów owczych przy drodze, gdzie była jaskinia. Saul wszedł do niej z potrzebą, Dawid zaś i jego wojownicy siedzieli w głębi jaskini. (5) I rzekli wojownicy Dawida do niego: Oto dzień, o którym zapowiedział ci Pan: Wydam twoich wrogów w twoje ręce i będziesz mógł zrobić z nimi, co będziesz chciał. Wstał tedy Dawid i uciął ukradkiem kraj płaszcza Saulowego. (6) Lecz potem ruszyło Dawida sumienie, iż uciął kraj płaszcza Saulowego, (7) I rzekł do swoich wojowników: Broń Boże, abym miał uczynić tę rzecz memu panu, pomazańcowi Pańskiemu, podnosząc swoją rękę na niego, gdyż jest pomazańcem Pańskim”. 1 Sam. 24;4-7
O drugiej okazji czytamy w 1 Sam. 26;7-11.
„(7) A gdy Dawid i Abiszaj przybyli nocą do wojowników, oto Saul spał w środku obozowiska, a jego włócznia była wetknięta w ziemię u jego głowy, Abner zaś i żołnierze spali wokoło niego. (8) Wtedy rzekł Abiszaj do Dawida: Dzisiaj Bóg wydał twojego wroga w twoją rękę. Pozwól, że przygwożdżę go teraz włócznią do ziemi za jednym uderzeniem i drugiego nie będzie potrzeba. (9) Ale Dawid rzekł do Abiszaja: Nie zabijaj go, bo któż podnosi rękę na pomazańca Pańskiego bezkarnie? (10) I rzekł jeszcze Dawid: Jako żyje Pan, że tylko On, Pan go ugodzi; albo nadejdzie jego dzień i umrze, albo wyruszy na wojnę i zginie. (11) Niech mnie Bóg zachowa, abym miał podnieść rękę swoją na pomazańca Pańskiego; toteż weź włócznię, która jest u jego głowy, i dzbanek na wodę i odejdźmy”.

Chociaż Dawid wiedział, że Bóg wzgardził Saulem, a jego namaścił na króla, to jednak nie ważył się podnieść na niego ręki. Nie chciał też niczego przyspieszać. Pozostawił sprawę Saula Bogu.

Bynajmniej nie chodzi tylko o nie czynienie niczego złego względem pastora, chodzi wręcz o czynienie tego, co dobre, co buduje autorytet pastora.
Módl się o niego, wszak poświecił życie swoje i swojej rodziny, aby między innymi Ciebie uczyć, napominać i troszczyć się o Twoją duszę.
Apostoł Paweł wręcz upraszał się o modlitwy za nim.
„(18) W każdej modlitwie i prośbie zanoście o każdym czasie modły w Duchu i tak czuwajcie z całą wytrwałością i błaganiem za wszystkich świętych (19) i za mnie, aby mi, kiedy otworzę usta moje, dana była mowa do śmiałego zwiastowania ewangelii”. Ef. 6;18-19

Gdy wysłuchałeś z uwagą kazania, czy dałeś do zrozumienia pastorowi (kaznodziei), że coś z tego dla siebie wziąłeś, czy podziękowałeś, zachęcając tym samym do jeszcze pilniejszego przykładania się tej służby?

Z doświadczenia też wiem jak wspaniałe i błogosławione są niedzielne obiady w domu pastora. To się dzieje w wielu zborach. Kto ma prowadzić otwarty dom jak nie pastor? Zadaj sobie pytanie, kiedy to Ty ostatnio gościłeś u siebie rodzinę pastora? Kiedy ostatnio zadałeś sobie pytanie, za co żyje rodzina pastora?
„(11) Jeżeli my dla was dobra duchowe posialiśmy, to cóż wielkiego, jeżeli wasze ziemskie dobra żąć będziemy?” 1Kor. 9;11
„(13) wspierajcie świętych w potrzebach, okazujcie gościnność”.

W moim opracowaniu, jak każdy zauważył, położyłem nacisk na autorytet pastora, ale myślę, że, jeżeli w tym okażemy się dojrzali duchowo, to, gdy chodzić będzie o wzajemny szacunek nie będzie z tym problemu.

Jeszcze jedno. Pastor to nie wycieraczka, o którą zawsze możesz wytrzeć swoje brudne buty. Jeśli chcesz zwrócić mu uwagę, nawet słuszną, kieruj się bojaźnią Bożą i szacunkiem dla jego służby. Budując autorytet jedni drugich, budujemy autorytet zboru.
Miej zamknięte uszy na różne „wieści” na temat pastora czy też innego członka zboru. Nie czyń ze swego serca pojemnika na śmieci. Będziesz miał później problem z pozbyciem się tego.

Władysław Plewiński
Grudzień, 2010